zawita, taka sama zajdzie zmiana w Prometeuszu, że i Owidyuszowi się o podobnéj nie śniło; — mucha z niego, mniéj od muchy, zamieni się w ziarneczko piasku. „To chyba nie Iwan Piotrowicz“, powiesz, patrząc na niego. „Iwan Piotrowicz wyższy, a ten i mały i chudy; tamten mówi głośno, basem i nigdy się nie śmieje, a ten djabli wiedzą do czego podobny; — piszczy jak kura, ciągle się śmieje. Podejdziesz bliżéj, przyjrzysz się, on ci to, on Iwan Piotrowicz!! He, he, pomyślisz sobie...“
Trzeba jednak powrócić do Cziczikowa, który, jak już widzieliśmy, postanowił postępować bez ceremonii, dla tego téż wlał sobie nalewki do filiżanki i tak zaczął:
— Piękną macie wioskę, matko, a ile w niéj dusz?
— Dusz to w niéj będzie bez mała 80, powiedziała gospodyni; — ale bieda, czasy ciężkie, w przeszłym roku był taki nieurodzaj, że Boże zachowaj.
— Chłopi jednak zdają się zamożni, domy mają porządne. A jakże godność pani? Ja taki roztrzepany... przyjechałem w nocy...
— Koroboczka, sekretarzowa kolegialna.
— Bardzo jestem wdzięczny, a imię jak, i z ojca?
— Nastasija Piotrówna.
Strona:Martwe dusze.djvu/099
Ta strona została uwierzytelniona.