ciecie, pomyślcie sami!... Gdzie wy znajdziecie drugiego kupca. Jaki on może z nich zrobić użytek?
— Może w gospodarstwie przydadzą mu się do czego, — rzekła stara, i otworzywszy usta, prawie ze strachem patrzała na niego, czekając, co on na to odpowie.
— Martwi w gospodarstwie! Jużeście trochę za daleko zajechali. Chyba wróbli straszyć po nocy w waszym ogrodzie.
— Wszelki duch Pana Boga chwali! Jakie wy straszne rzeczy prawicie, — rzekła stara, robiąc znak krzyża.
— Do czegóż innego chcieliście ich użyć? Zresztą ja Wam ich kości i mogiły zostawiam — niczego się z miejsca nie rusza: przekaz tylko będzie na papierze. No cóż? jak? odpowiedzcie przynajmniéj.
Stara znowu się zamyśliła.
— O czémże wy myślicie, Nastasija Piotrówna?
— Już ja nie mogę zmiarkować, co mam począć; lepiéj kupcie odemnie konopie.
— Po djabła mi konopie? Zmiłujcie się, ja was o co innego proszę, a wy mnie konopiami częstujecie! Konopie — konopiami, innym razem
Strona:Martwe dusze.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.