kiem i bez żadnego zamiaru, ale nadzwyczaj szczęśliwie. Dostawy rządowe silnie podziałały na Nastasiję Piotrównę, zaczém odezwała się głosem — w którym czuć było przebaczenie.
— Dla czegóż tak się rozgniewaliście gwałtownie? Żebym była wiedziała, żeście tacy porywczy, byłabym się wam nie sprzeciwiała.
— Co się mam gniewać! — Rzecz cała nie warta skorupki od jajka, a ja będę się gniewał?
— No, już dobrze, jestem gotowa odstąpić wam za piętnaście rubli asygnacyjnych! Ale pamiętajcie, ojcze, co się tyczy dostaw rządowych, jeżeli wam będzie potrzeba mąki żytniéj albo gryczanéj, kaszy, mięsa, to proszę was, nie zapomnijcie o mnie i nie skrzywdzcie.
— Bądźcie spokojni, matko, nie skrzywdzę, nie, mówił Cziczików, ocierając pot, który trzema strumieniami ściekał po jego twarzy. Spytał się jéj następnie, czy nie ma w mieście pełnomocnika, albo znajomego, któregoby mogła upoważnić do podpisania aktu sprzedaży i załatwienia wszystkich formalności.
— I owszém, odpowiedziała, syna protopopa, ojca Cyryla, służy w izbie skarbowéj.
Cziczików poprosił ją, aby napisała do niego upoważnienie i sam nawet podjął się je zredagować.
Strona:Martwe dusze.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.