Strona:Martwe dusze.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

Pirog był w saméj rzeczy bardzo smaczny, a zmęczonemu Cziczikowi jeszcze bardziéj smakował.
— A naleśników?
W odpowiedzi, Cziczików zwinął trzy naleśniki razem, umaczał je w roztopioném maśle i posłał do ust. Powtórzywszy to trzy razy, wytarł usta i ręce serwetą i prosił, aby kazano zaprzęgać.
Nastazija Piotrówna zaraz posłała Fietinią a po drodze kazała jéj jeszcze przynieść gorących naleśników.
— U was, matko, wyborne naleśniki, rzekł Cziczików, zabierając się do nowo przyniesionych gorących.
— Tak, u mnie dobrze umieją naleśniki smarzyć, rzekła gospodyni, — bieda tylko, że urodzaj nietęgi i mąka niespora. Ale dla czego, ojcze, tak się spieszycie? — mówiła daléj, widząc że Cziczików brał za czapkę, — jeszcze bryczka nie zajechała.
— Zajedzie, matko, zajedzie. Mój człowiek prędko się zwija.
— Bądźcie łaskawi, nie zapomnijcie o mnie w czasie dostawy.
— Nie zapomnę, nie zapomnę, mówił Cziczików, wychodząc do sieni.