— A czy sadła wieprzowego nie kupujecie? pytała gospodyni, postępując za nim.
— Kupuję, a jakże, tylko nie teraz.
— Na święta będzie u mnie i sadło gotowe, rzekła Koroboczka.
— Kupię, kupię, wszystko kupię, nawet wieprzowe sadło kupię.
— Może potrzeba wam będzie dartego pierza? Przed adwentem będzie już gotowe.
— Dobrze, dobrze, mówił Cziczikow.
— A widzisz, ojcze, że twoja bryczka jeszcze nie zajechała, rzekła gospodyni, gdy wyszli na ganek.
— Zajedzie, zajedzie. Powiedzcie mi tylko jak dostać się do gościńca.
— Jakby to zrobić? rzekła staruszka. — Rozpowiedzieć to trudno, krętych dróg wiele; na koźle jest miejsce, dam wam dziewczynkę, to cię wyprowadzi.
— I owszém, dziękuję.
— Dam wam dziewczynkę, ona zna dobrze drogę; tylko pamiętajcie, nie zabierzcie jéj z sobą! jednę już takim sposobem uwieźli mi kupcy.
Cziczikow zaręczył, że nie ma żadnego zamiaru porwania dziewczynki, i tém uspokojona zaczęła Koroboczka patrzeć, co się działo na dzie-
Strona:Martwe dusze.djvu/113
Ta strona została uwierzytelniona.