Strona:Martwe dusze.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

dzińcu: wlepiła oczy w klucznicę; która ze składu wynosiła faskę miodu, dojrzała chłopa, który się we wrotach pokazał, i stopniowo cała utonęła w gospodarstwie.
Ale na co tak długo zajmować się Koroboczką? Czy Koroboczka, czy Maniłowa; gospodarskie zajęcia, czy nie gospodarskie — na bok wszystko! Wesołość w jednéj chwili zamieni się w smutek, jeżeli tylko długo będziemy się nad nią zastanawiać, a wtenczas, Bóg wie, co przyjdzie do głowy. Może nawet pomyślisz: Czy rzeczywiście Koroboczka tak nisko stoi na nieskończonych szczeblach doskonałości ludzkich? Czy rzeczywiście taka wielka przepaść rozdziela ją od jéj siostry, niedostępnéj w arystokratycznym pałacu, o marmurowych schodach, błyszczącym od złota, machoniu i dywanów, a ziewającéj nad niedoczytaną książką, w oczekiwaniu na modnego salonowca, aby popisać się przed nim swoim dowcipem, podzielić się z nim swojemi myślami, i mówić nie o zawikłanych swoich interesach, nie o ruinie grożącéj majątkowi wskutek nierządu i nieoględności, tylko o nowym przewrocie politycznym we Francyi i o kierunku modno religijnym! Ale na bok, na bok! Na co o tém wspominać?
— Otóż i bryczka! zawołał Cziczikow. — Dla czego takeś się guzdrał? Widać, że wczo-