Strona:Martwe dusze.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

bądź porze i jedzą, że aż piszczy pod zębami, — ci ludzie mogą się rzeczywiście pochlubić szczególną i zazdrość wywołującą łaską nieba! Nie jeden z wielkich panów oddałby połowę swojego majątku, zastawionego i niezastawionego, ze wszystkiemi ulepszeniami na zagraniczny sposób, aby tylko posiadać taki żołądek, jak obywatele średniozamożni; na nieszczęście, za żadne pieniądze, nawet za majątek z ulepszeniami i bez ulepszeń, nie można nabyć żołądka podobnego temu, jakim się cieszą średniozamożni.
Drewniany, zczerniały zajazd przyjął gościnnie Cziczikowa pod swoją wąziutką wystawką, wspartą na dwóch cienkich toczonych słupkach, podobnych do lichtarzy cerkiewnych. Izba w oberży, podobna do wszystkich izb rosyjskich, była tylko nieco obszerniejszą. Wyżynane w desenie gzymsy ze świeżego drzewa na około okien i pod dachem żywo odbijały od czarnych ścian zajazdu; na okiennicach wymalowane były kwiaty w wazonach.
W obszernéj sieni spotkał Cziczikow starą tłustą babę, ubraną w jaskrawe kolory, która rzekła do niego:
— Proszę tędy!
W izbie spotkał się z staremi znajomemi, których zobaczyć można we wszystkich małych