— Tyś jednak nie zrobił tego, co ci kazałem, rzekł Nozdrew obracając się do Porfirego, przyglądając się brzuchowi psiaka. — Zapomniałeś go wyczesać?
— Owszém, wyczesałem go.
— A zkądże ma pchły?
— Nie mogę wiedzieć, może być, że się w bryce znalazły.
— Łżesz, łżesz, aniś myślał czesać; sądzę raczéj, żeś mu jeszcze, durniu, swoich napuścił. Popatrz jeno, Cziczikow, jakie uszy, pomacaj ręką.
— Po co? ja i tak widzę: dobrego pomiotu! odpowiedział Cziczikow.
— Tylko proszę cię, naumyślnie pomacaj.
Cziczikow, chcąc mu dogodzić, wziął szczenię za uszy i rzekł:
— Dobry będzie pies.
— A nos, czujesz, jaki zimny! weźże go za nos.
Nie chcąc mu się sprzeciwiać, Cziczikow pomacał i nos, mówiąc:
— Węch doskonały.
— Prawdziwy wyżeł kurlandzki, mówił Nozdrew; — już dawno miałem ochotę na takiego psa. Porfiry, odnieś go.
Strona:Martwe dusze.djvu/129
Ta strona została uwierzytelniona.