Strona:Martwe dusze.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

jak się uprą, to trudna z nimi sprawa. Jeszcze nie zdążysz ust otworzyć, — a oni gotowi już do sprzeczki; zdawałoby się, że nigdy się nie zgodzą na to, co wręcz sprzeciwia się ich sposobowi widzenia, że nigdy głupstwa nie wezwą za rzecz rozumną i że nigdy nie zgodzą się tańcować tak, jak im kto zagra, w końcu zawsze jednak pokażą miękki charakter, że właśnie zgodzą się na to, czemu przeczyli; głupstwo nazwią rozumem, a wkońcu i tańcować zaczną tak, jak im zagrają — słowem, początek tęgi, ale koniec żałosny.
— Głupstwo! zawołał Nozdrew w odpowiedzi na jakieś przedstawienie blondyna, — włożył mu czapkę na głowę i blondyn poszedł za nimi.
— Wny pan za wódeczkę nie zapłacił...... rzekła gospodyni.
— Zaraz, zaraz, matko. Szwagierku, zapłać, proszę cię, bo ja nie mam przy sobie ani złamanego grosza.
— Wiele ci się należy? zapytał szwagierek.
— Tylko dwadzieścia kopiejek, rzekła stara.
— Łżesz, łżesz! Daj jéj piętnaście, aż nadto będzie miała, zawołał Nozdrew.
— Trochę za mało, rzekła stara, ale pieniądze wzięła dziękując i pospieszyła drzwi otworzyć. Stratną babina nie była, bo cztery razy więcéj zażądała, jak wódka była wartą.