Zeszli na dół, siedli do bryczek, które obok siebie jechały, tak że całą drogę mogli z sobą rozmawiać. Za nimi jechała, ciągle zostając w tyle, niewielka kolaska Nozdrewa, w któréj siedział Porfiry wraz ze szczeniakiem.
Ponieważ rozmowa, którą prowadzili podróżni, nie zajęłaby czytelnika, wolimy przeto powiewiedzieć cośkolwiek o Nozdrewie, który odegra nie ostatnią rolę w naszéj powieści.
Twarz Nozdrewa już po części znajoma czytelnikowi. Takich ludzi nie rzadko można spotykać. Nazywają się tęgie chłopcy, słyną od samego jeszcze dzieciństwa i ze szkół za dobrych kamratów, a jednak przy tém wszystkiém często bywają bici. Z ich twarzy widać szczerość, otwartość, dziarskość. Znajomości zawierają od razu; nie zdąrzysz się obejrzeć, a oni już do ciebie ty mówią. Zdawałoby się, że zawierają przyjaźń na całe życie, ale prawie zawsze tak bywa, że zaprzyjaźniwszy się, tego samego wieczora, na przyjacielskiéj pohulance, poczubią się. Nozdrew w trzydziestym piątym roku życia był ten sam, co w ośmnastym albo dwudziestym — i lubi pohulać, zabawić się. Ożenienie wcale go nie poprawiło; przytém żona wkrótce umarła, zostawiając dwoje dzieci, które mu wcale nie były potrzebne. Dzieci miały jednak niańkę, która ich pilnowała. Nigdy więcéj
Strona:Martwe dusze.djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.