nad jeden dzień nie mógł w domu wysiedzieć. — Zawsze przewąchał, choćby o kilkanaście wiorst, jaki jarmark, zebranie albo bal i w mgnieniu oka już tam był i zrobił awanturę przy kartach, bo tak — jak wszyscy jemu podobni — lubił karty niesłychanie.
Jakeśmy widzieli w pierwszym rozdziale, nie grał on w karty zupełnie czysto i bez grzechu, znał rozmaite wolty i przeróżne sztuki, tak że gra w karty często kończyła się inną grą: albo zbili go i namięli boków obcasami, albo téż były w robocie jego piękne i gęste faworyty, tak że czasem wracał do domu z faworytami po jednéj tylko stronie i to bardzo przerzedzonemi. Ale zdrowe i pełne jego policzki zawierały w sobie tyle sił żywotnych, że faworyty znowu wyrastały, i to jeszcze gęstsze i piękniejsze, niż przedtém. — Co jednak w tém najosobliwszego i co tylko w jednéj Rosyi może się zdarzyć, to to, że wkrótce potém spotykał się z tymi samymi przyjaciołmi, co go tak wytuzowali i witał się z nimi, jakby nigdy nic między nimi nie zaszło. I on, jak to mówią, nic — i oni téż nic.
Pod pewnemi względami Nozdrew był historycznym człowiekiem. Musiała koniecznie zdarzyć się jaka historya: albo żandarmi wyprowadzili go z sali pod ręce, albo téż przyjaciele byli zmuszeni
Strona:Martwe dusze.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.