Strona:Martwe dusze.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

zdrewa z karesami, a on wyglądał między niemi zupełnie jak ojciec pośród dzieci.
Gdy psy obejrzeli, Nozdrew zaprowadził ich jeszcze do staréj krymskiéj suki, całkiem ślepéj, która, podług słów Nozdrewa, miała nie długo zdechnąć, ale tému dwa lata, była doskonałą suką. Zwiedzili następnie młyn wodny, gdzie brakło kamieni; idąc daléj, Nozdrew powiedział: „Patrzcie, tutaj będzie stała kuźnia.“ Wistocie widzieli miejsce, na którém można było kuźnię zbudować.
— Na tém polu, rzekł Nozdrew, pokazując palcem na pole, — taka moc zajęcy, że ziemi od nich nie widać; ja sam własnemi rękami złapałem jednego za zadnie skoki.
— Zająca ty nie złapiesz ręką! zauważył szwagier.
— Właśnie żem złapał! odpowiedział Nozdrew.
— Teraz poprowadzę cię, mówił daléj, obracając się do Cziczikowa, na granicę, gdzie kończy się mój majątek.
Nozdrew poprowadził swoich gości polem.
Goście musieli iść to po oranéj, to po zawleczonej ziemi, i Cziczikow czuł nie małe znużenie. W wielu miejscach pod ich nogami występowała woda. Z początku szli ostrożnie, ale wi-