gę: żona będzie niespokojna i będzie się gniewać, muszę jéj opowiedzieć, co się działo na jarmarku. Należy jéj się ta przyjemność, proszę cię, nie zatrzymuj mnie.
— Niech tam twoją żonę... Strasznie téż ważny macie do siebie interes!
— Nie mów tego, ona taka zacna kobieta! Proszę cię, nie zatrzymuj mnie, muszę koniecznie wracać do domu.
— Puść go, niech jedzie, co za pożytek z niego? rzekł cicho Cziczikow do Nozdrewa.
— Masz słuszność! rzekł Nozdrew, nie cierpię takich mazgajów: Niech cię diabli porwią, jedź sobie do żony.
— Ty nie klnij, bracie, bo moja żona to taka dobra, taka miła, taka łaskawa, aż na płacz się zbiera. Zapyta się, com widział na jarmarku, — trzeba jéj wszystko opowiedzieć.
— Jedź, jedź! łżyj jéj, jak sobie chcesz, oto twoja czapka.
— Nie wypada, bracie, nie wypada, tak się o niéj odzywać, ty tém samém i mnie ubliżasz... a ona taka miła.
— Więc jedźże sobie do niéj czémprędzéj!
— Pojadę, bracie, pojadę, przepraszam cię, że wstać nie mogę. Całém sercem bym pragnął, ale nie mogę. Szwagier długo jeszcze się uspra-
Strona:Martwe dusze.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.