nic za nie nie wezmę. Kup mojego ogiera, a dusze dam ci w dodatku.
— A co mi po twoim ogierze? rzekł Cziczikow zdumiony taką propozycyą.
— Jak to, co ci po nim? Ja zapłaciłem za niego dziesięć tysięcy rubli, a tobie go oddam za cztery.
— Ale ja ogiera nie potrzebuję, stadniny nie mam.
— Posłuchaj tylko, ty nie rozumiesz: teraz dasz mi tylko trzy tysiące, a czwarty tysiąc trochę późniéj.
— Kiedy ogier mi nie potrzebny, Bóg z nim!
— Więc kup karą kobyłę.
— I kobyły nie potrzebuję.
— Za kobyłę i siwego konia, któregoś widział, wezmę od ciebie tylko dwa tysiące.
— Ale mnie konie na nic się nie zdadzą.
— Sprzedasz je na pierwszym jarmarku, zapłacą ci trzy razy tyle.
— Zatém lepiéj, żebyś sam sprzedał, kiedy jesteś pewny, że trzy razy tyle weźmiesz.
— Ja wiem, że zyskałbym, ale chciałem, żebyś i ty zarobił.
Cziczikow podziękował, jednakże wręcz odmówił.
— Więc kup odemnie parę psów. Odstąpię
Strona:Martwe dusze.djvu/148
Ta strona została uwierzytelniona.