zowni, to ci ją pokażę! Każesz ją tylko przemalować, a będzie ślicznie wyglądała.
„To go dopiero djabeł opętał!“ pomyślał w duchu Cziczikow i postanowił oswobodzić się od wszystkich bryczek, katarynek, psów, ogierów i kobył.
— Pomyśl, bryczka, katarynka i martwe dusze, wszystko razem, rzekł Nozdrew.
— Nie chcę! rzekł jeszcze raz Cziczikow.
— Dla czego nie chcesz?
— Dla tego, że nie chcę — i basta.
— Jakiś ty uparty, naprawdę! Z tobą nie można, jak widzę, poczynać sobie jak z dobrym przyjacielem. Zaraz widać, żeś człowiek obłudny.
— Cóż ty myślisz, że ja dureń jaki? osądź sam: po co mam nabywać przedmioty zupełnie mi nie potrzebne?
— Tylko już proszę cię lepiéj nic nie mów: Poznałem się już na tobie. Prawdziwa z ciebie kanalia! Posłuchaj: chcesz, załóż sztosa? Na jednę kartę postawię wszystkie dusze i katarynkę.
— Puścić się w sztosa, jest to sprawę uczynić nie pewną, rzekł Cziczikow i z ukosa popatrzał na karty, które Nozdrew trzymał w ręku. Obiedwie talie wydały mu się podejrzane.
— Dla czego nie pewną? rzekł Nozdrew.
Strona:Martwe dusze.djvu/150
Ta strona została uwierzytelniona.