Strona:Martwe dusze.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tu nie ma żadnéj niepewności! Niech tylko szczęście ci posłuży, a djabli wiedzą, co wygrasz.
Gdy Nozdrew to mówił, Porfiry przyniósł butelkę. Ale Cziczikow stanowczo oświadczył, że już pić nie będzie i grać nie będzie.
— Dla czego ty grać nie chcesz? zapytał Nozdrew.
— Bo nie mam ochoty. Wogóle, muszę ci się przyznać, że nie bardzo grę lubię.
— Dla czego nie lubisz?
Cziczikow ruszył ramionami i dodał:
— Bo nie lubię.
— Kiep jesteś!
— Cóż robić? Takim mnie Bóg stworzył.
— Dawniéj myślałem, żeś ty choć trochę porządny człowiek, a ty zgoła nie umiesz się zachowywać. Nie można z tobą mówić jak z bliskim, żadnéj otwartości, szczerości nie ma w tobie. Taki sam jesteś gałgan, jak Sobakiewicz!
— Za cóż ty mnie lżysz? Czy to grzech, że nie gram w karty? Sprzedaj mi dusze osobno, jeżeli taki jesteś człowiek, że łakomisz się na taką odrobinę.
— Djabła łysego dostaniesz!... Chciałem ci je darmo oddać, ale teraz już nie dam! Chociażbyś za nie trzy królestwa dawał, nie sprzedam. Od téj pory, nie chcę mieć z tobą nic