wspólnego. Porfiry, idź do furmana, powiedz mu, żeby koniom tego pana nie dawał owsa, niech tylko siano jedzą.
Takiego rozwiązania Cziczikow wcale się nie spodziewał.
— Lepiéj byś zrobił, gdybyś mi się był na oczy nie pokazywał, rzekł Nozdrew.
Nie zważając jednak na to, co się stało, i gość i gospodarz zasiedli do kolacyi, ale już nie podano wina z szumnemi etykietami, a stała tylko skromnie jedna butelka jakiegoś wina niby cypryjskiego, a istny kwas. Po kolacyi, Nozdrew odprowadził Cziczikowa do przeznaczonego mu pokoju: „Oto twoja pościel! Nie chcę nawet życzyć ci dobréj nocy.“
Cziczików, po wyjściu Nozdrewa, był w najgorszém usposobieniu. Wyrzucał sobie, przeklinał sam siebie, że do niego zajechał i cały dzień stracił; tego sobie szczególniéj nie mógł darować, że mówiąc z nim o interesie, postąpił sobie jak dzieciak, jak błazen; bo interes nie był tego rodzaju, aby go było można powierzyć Nozdrewowi, takiemu letkiewiczowi; Nozdrew może nakłamać, rozpuścić, djabli wiedzą, jakie plotki: „nie dobrze, nie dobrze, prawdziwy dureń ze mnie!“ mówił do siebie. Spał bardzo licho, coś go ciągle kąsało a drapiąc się, powtarzał: „Żeby was djabli por-
Strona:Martwe dusze.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.