nawet uprzedzić, że ja prawie wcale grać nie umiem, chyba że mi dasz co naprzód.
„Spróbuję“, pomyślał Cziczikow, „zagram z nim w warcaby? W warcaby ja kiedyś nie źle grałem, a szachrować w tę grę trudno.“
— Zgadzam się, niech i tak będzie, zagramy w warcaby.
— Dusze idą w stu rublach.
— Dla czego? dostatecznie jeśli pójdą w pięćdziesięciu.
— Nie, co to za stawka pięćdziesiąt? Lepiéj ja dodam co do martwych, albo szczeniaka, albo złotą pieczątkę od zegarka.
— Niech i tak będzie! rzekł Cziczików.
— Ile dajesz mi naprzód? rzekł Nozdrew.
— A to z jakiéj racyi? naturalnie że nic.
— Pozwól przynajmniéj, żebym zrobił pierwsze dwa pociągnienia.
— Nie chcę, ja sam gram nie tęgo.
— Wiemy, jak wy nie tęgo gracie! rzekł Nozdrew, robiąc posunięcie.
— Dawno téż warcabów w ręku nie miałem! mówił Cziczików, robiąc także posunięcie.
— Wiemy, jak wy nie tęgo gracie, rzekł Nozdrew posuwając warcabę.
— Dawno téż warcabów w ręku nie miałem! mówił Cziczików, robiąc posunięcie.
Strona:Martwe dusze.djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.