— Wiemy, jak wy nie tęgo gracie, rzekł Nozdrew, posuwając warcabę, ale razem z nią posunął rękawem i drugą warcabę.
— Dawno téż warcabów w rękach... E, e! a to co bracie? postaw ją na swoje miejsce, mówił Cziczików.
— Kogo?
— Warcabę, rzekł Cziczików, i w téjże chwili zobaczył przed samym nosem i drugą, która jak się zdawało dobierała się do damy. Zkąd one się tam wzięły, to Bóg jeden wie. — Nie, rzekł Cziczików, wstając, — z tobą grać nie podobna, tak się nie posuwa, trzema warcabami na raz.
— Jak to trzema? To przypadkiem. Sama się posunęła; ale ja ją postawię na swojém miejscu.
— A druga, skąd się wzięła?
— Jaka druga?
— A ta, która dobiera się do damy.
— Masz tobie! jak gdybyś nie pamiętał!
— Nie, bracie, ja zachowałem wszystkie posunięcia, i wszystko pamiętam; tyś ją teraz dopiero tu postawił, a jéj miejsce, ot tutaj!
— Gdzie? gdzie jéj miejsce, rzekł czerwieniąc się Nozdrew; — jak widzę, bracie, to ty lubisz zmyślać.
Strona:Martwe dusze.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.