Strona:Martwe dusze.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

— Sam widzisz, że z tobą grać nie podobna.
— Nie, powiedz otwarcie, ty nie chcesz grać? mówił Nozdrew, przystępując bliżéj.
— Nie chcę! rzekł Cziczików, ale podniósł obiedwie ręce, na każdy przypadek bliżéj twarzy, bo sprawa stawała się coraz gorętszą. Ta ostrożność była potrzebną, bo Nozdrew zamachnął się ręką... i byłoby się mogło stać, iżby jeden z przyjemnych i pełnych policzków naszego bohatera pokrył się niezmazalną plamą; ale szczęściem odtrąciwszy zamach, złapał Nozdrewa za obiedwie ręce i trzymał je silnie.
— Porfiry! Paweł! krzyczał w wściekłości Nozdrew, starając się wyrwać.
Usłyszawszy te słowa Cziczików, puścił jego ręce, nie chcąc, aby służący byli świadkami takiego zajścia, oraz widząc, że na nic by mu się nie przydało trzymać dłużéj Nozdrewa. Wszedł Porfiry i Paweł, chłop ogromny, z którym ciężka by była sprawa.
— Więc nie chcesz kończyć partyi? mówił Nozdrew. — Mów otwarcie.
— Nie ma sposobu jéj kończyć, odpowiedział Cziczików, a wejrzawszy przez okno, spostrzegł swoją bryczkę i Selifana siedzącego na koźle, gotowego zaraz ruszyć. Ale niepodobna by-