dziwią się...... (Sobakiewicz ciągle słuchał, zwiesiwszy głowę), i że w obecném położeniu państwa nie ma drugiego na świecie, któreby mu wyrównywało; że rewizyjne dusze, chociaż skończyły żywot doczesny, liczą się jednak aż do utworzenia nowych list rewizyjnych na równi z żywemi, chociaż z drugiéj strony nowonarodzone nie wpisują się do list, żeby tym sposobem nie obciążać rozmaitych biór drobiazgowemi interesami i żeby nie powiększać gmatwaniny i tak już zagmatwanego państwowego mechanizmu...... (Sobakiewicz ciągle słuchał, zwiesiwszy głowę), że jednakże przy całéj sprawiedliwości tego systemu, bywa on jednak czasami uciążliwy dla wielu właścicieli, bo ich zmusza do płacenia podatków, jakby za żywy przedmiot, i że on, Cziczików, czując dla niego osobisty szacunek, gotówby był przyjąć na siebie po części ten ciężki obowiązek. Co do głównego interesu, to Cziczików mówił bardzo oględnie, nie nazywając dusz martwemi, ale tylko nieistniejącemi.
Sobakiewicz słuchał jak przedtém, ze zwieszoną głową, ale najmniejszéj zmiany na twarzy jego nie można było dostrzedz. Zdawało się, że w tém ciele nie ma duszy, albo téż, że jeśli jest, to nie tam, gdzie być powinna i zakryta tak grubą skorupą, że co się działo na jéj dnie, żadnego śladu nie znaczyło na powierzchni.
Strona:Martwe dusze.djvu/182
Ta strona została uwierzytelniona.