kował, że oni nie twoi poddani, albo byś skarb okradał! Nie, nie! kto już się narodził kułakiem, temu nie roztworzyć się jak dłoń! A odegniéj w kułaku jeden albo dwa palce, to jeszcze gorzéj wygląda. Niech no by on liznął jakiéj nauki — dał by on znać o sobie, zająwszy jakąkolwiek wyższą posadę, wszystkim tym, którzy ową naukę gruntownie posiadają! Eh, gdyby tak wszystkie kułaki...“
— Lista gotowa! rzekł Sobakiewisz, obracając się.
— Gotowa? tak proszę o nią! Wziął ją Cziczikow, zadziwił się akuratności, z jaką była sporządzona, nie tylko zawierała wiadomości o rzemiośle, stanie, latach i familijnych interesach, ale nawet były tam pod rubryką, uwagi, o prowadzeniu się, trzeźwości, itd. Jedném słowem miło było patrzeć na tę robotę.
— Teraz proszę o zadatek, rzekł Sobakiewicz.
— Po co wam zadatek? Dostaniecie w mieście wszystkie pieniądze razem.
— Już to, widzicie, taki jest zwyczaj, mówił Sobakiewicz.
— Nie wiem, jak to zrobić, nie wziąłem z sobą pieniędzy. Ale oto mam dziesięć rubli, i proszę.
Strona:Martwe dusze.djvu/192
Ta strona została uwierzytelniona.