zechce. Okna w izbach bez szyb, niektóre były pozatykane staremi łachmanami, albo téż słomą. Za izbami były składy na zboże, ale zboże widać było pańskie. Daléj za oknami i za staremi dachami pokazywały się dwie cerkwie: jedna na lewo, druga na prawo, — stósownie jak się bryczka skręcała, opuszczone, — na pół z drzewa, na pół z muru, ale ten mur pożółkły, na wszystkie strony był potrzaskany. Czasami pokazywał się dwór pański, aż nakoniec ukazał się cały tam, gdzie kończyły się chaty włościańskie, — a w miejsce ich pozostał tylko opustoszały kawał ogrodu, którego płot w wielu miejscach rozwalony, świadczył o swojéj słabości. Dwór wyglądał jak stary inwalida, długi, długi bez końca. W niektórych miejscach był on bez piętra, w niektórych o piętrze; ściany domu, odarte z tynku, świeciły tylko zgniłą kratką, i jak widać wiele ucierpiały od deszczy, wichrów i jesiennych niepogód. Widać było dwa tylko okna, inne były pozamykane okiennicami, lub téż zabite deskami. W tych nawet dwóch oknach niektóre szyby pozaklejane były grubym niebieskim papierem.
Stary obszerny ogród ciągnący się po za domem i kończący się za wsią w polu, zarosły i zeschły, sam jeden rozweselał trochę wielkie sioło, sam tylko jeden był poetycznym w skutek
Strona:Martwe dusze.djvu/200
Ta strona została uwierzytelniona.