przedstawiał kwiaty, owoce, rozeżniętego arbuza, psią mordę i wiszącą na dół głową kaczkę. W środku wisiał pająk okryty płótnem ale tak zakurzony, że zdawało się, że to jedwabniczy kokon, w środku którego znajduje się robak. Kąt zawalony był ordynarniejszemi przedmiotami, którym nie należało się leżeć na stole. Co się w tym kącie znajdowało, trudno oznaczyć, wszystko tak było zakurzone, że gdy kto chciał się czego dotknąć, to ręce jego zaraz wyglądały jak by w rękawiczkach; wyraziściéj dawały się tylko widzieć trzonek od łopaty, i podeszwa od starego buta. Nikt by nie mógł powiedzieć, że w tym pokoju mieszka stworzenie żyjące, gdyby jego obecność nie zdradzała się czapką leżącą na stole. Podczas kiedy Cziczików rozpatrywał się w tych starych gratach, weszła bocznemi drzwiami ta sama klucznica, którą widział na dziedzińcu. Ale rozpatrzywszy się tu bliżéj, poznał, że to był raczéj klucznik aniżeli klucznica: klucznica zwykle nie goli brody, a ten zaś golił, ale jak widać bardzo rzadko, bo podbródek jego był gęsto zarośnięty i wyglądał na zgrzebło, jakiém czyszczą konie.
Cziczikow nadał twarzy swojéj wyrażenie pytające, czekał niecierpliwie, co mu klucznik powie. Klucznik ze swojéj strony czekał, co powie Cziczi-
Strona:Martwe dusze.djvu/205
Ta strona została uwierzytelniona.