Strona:Martwe dusze.djvu/233

Ta strona została uwierzytelniona.

mętu codziennych obrazów, wybrał rzadkie tylko wyjątki, który nie zmieniał nastroju swojéj liry, nie schodził ze swojéj wysokości do biednych, znanych sobie braci, nie dotykał się ziemi i zagrzebywał się w oderwane od niéj swoje nudne marzenia! Podwójnie godzien los jego zazdrości: on między niemi jak w swojéj rodzinie, a jednak daleko i głośno rozchodzi się jego sława. On owiał upajającém kadzidłem ludzkie oczy; on cudnie ich nęcił, ukrywając troski życia, a pokazując tylko doskonałego człowieka. Wszyscy klaszcząc w dłonie, cisną się za jego wozem tryumfalnym. Wielkim całego świata poetą go nazywają, bujającym wysoko nad innemi zamiarami tego świata, jak buja orzeł nad innemi ptakami. Przy wymówieniu tylko jego imienia, już kipią ogniste młodzieńcze serca; w odpowiedzi widzi błyszczące łzy we wszystkich oczach. Niema równego jemu na świecie!..... Nie taki jest los autora, który chce odkryć i na jaw wystawić wszystko, co przed oczami, a czego oczy w większéj części nie widzą, — cały straszny, odrażający kał drobnostek, zapełniający nasze życie, cały głęboki chłód powszednich charakterów, od których się trzęsie nasza ziemia; czasami gorzka i utrudzająca droga — i wielkiéj siły, mocnego skalpelu potrzebuje ten, który odważył się wystawić to jaskrawo przed