Strona:Martwe dusze.djvu/238

Ta strona została uwierzytelniona.

przynosił każdym razem do domu po sto i więcéj rubli, a może zaszywał nawet asygnacye w płócienne spodnie, albo zatknął gdzie w buty! A ty gdzieś umarł? Może dla większego zarobku wlazłeś na wysoką dzwonnicę i pośliznąwszy się, spadłeś z rusztowania jak niedźwiedź. Michał stojący na ziemi, podrapawszy się w głowę, powiedział: Eh Wańka, toś sobie dopiero dał chleba! a sam przepasawszy się postronkiem, polazł na twoje miejsce.
— Maksym Tielatnikow, szewc. Ha! ha! szewc. Pijany jak szewc, mówi przysłowie. Znam ciebie, znam przyjacielu, jeżeli chcesz, całą historyą twoją opowiem. Uczyłeś się u Niemca, który razem z wami jadał, bił rzemieniem po plecach za nieakuratność, nie puszczał na dwór na psoty, i ty byłeś cudem, ale nie szewcem, i rozmawiając z żoną lub przyjacielem, Niemiec nie mógł się dość ciebie nachwalić; a gdy się twoja nauka skończyła: „Kupię sobie teraz domek,“ powiedziałeś do siebie, „ale nie tak, jak Niemiec, który drzy o każdy grosz, ja raptem zrobię się bogatym.“ I okupiwszy się panu sowicie, założyłeś sklepik, nabrałeś obstalunków kupę i wziąłeś się do roboty. Dostałeś gdzieś, trzy razy taniéj jak zwykle, zgniłéj skóry i zyskałeś w saméj rzeczy podwójnie na każdéj parze, ale za dwa tygodnie po-