kolwiek ceny, znajdują się w jedném miejscu, zatem proszę nam pokazać stół: a jeżeli wy nie wiecie co się u was dzieje, to spytamy się u drugich. Urzędnicy nic na to nie odpowiedzieli, tylko jeden z nich ukazał palcem na kąt pokoju, w którym siedział jakiś staruszek przewracający papiery. Cziczikow i Maniłów poszli prosto do niego. Staruszek bardzo gorliwie pracował.
— Proszę powiedzieć, rzekł Cziczikow, kłaniając się — czy tu sprawy co do kupna.
Stary podniósł oczy i z rozwagą odpowiedział:
— Tu nie wydział spraw o kupnie.
— A gdzie on?
— W wydziale ekspedycyjnym co do kupna.
— A gdzie ta ekspedycya?
— Ona jest u Iwana Antoniewicza,
— A gdzież jest Iwan Antoniewicz?
Stary pokazał palcem w przeciwny róg pokoju. Cziczikow i Maniłów udali się do Iwana Antoniewicza. Iwan Antoniewicz już zerkał na nich jednem okiem, ale w téj saméj chwili jeszcze więcéj zagłębił się w swojéj robocie.
— Raczcie powiedzieć, czy tu jest wydział co do kupna? rzekł Cziczikow kłaniając się.
Iwan Antonowicz jak gdyby nie słyszał, tak był pracą zajęty, nic nie odpowiedział. Widać
Strona:Martwe dusze.djvu/247
Ta strona została uwierzytelniona.