majster; on mi przerabiał doróżkę. Lecz pozwólcie, jak to? Wszak mówiliście mi kiedyś, że on umarł....
— Kto, Michiejew umarł? przerwał Sobakiewicz, wcale niezmięszany. — To jego brat umarł; a on żywiuteńki, zdrowszy niż kiedykolwiek. W tych dniach taką bryczkę skończył, że i w Moskwie podobnéj nie dostać. Jemu naprawdę to tylko dla Cesarza trzeba by robić.
— Tak, tak, Michiejew sławny majster, rzekł prezes, — dziwię się nawet, jak mogliście się go pozbyć.
— Albo to jednego tylko Michiejewa! A Probka Stepan cieśla, Miłuszkin mularz, Tielatników Maksym szewc, wszyscy poszli, wszystkich sprzedałem! A gdy przezes się zapytał dla czego wszyscy poszli, będąc ludźmi niezbędnymi w gospodarstwie, Sobakiewicz odpowiedział, machnąwszy ręką: „A! tak szał jakiś przyszedł do głowy: niech tam, powiedziałem sobie, sprzedam, i sprzedałem jak głupiec! To rzekłszy, zwiesił głowę, tak jak gdyby szczerze żałował swego postępku, nareszcie dodał: „Człowiek już siwieje, a do téj pory nie nabrał rozumu.“
— Raczcie powiedzieć Pawle Iwanowiczu, jak że wy tak kupujecie chłopów bez ziemi, pewnie żeby ich przesiedlić?
Strona:Martwe dusze.djvu/255
Ta strona została uwierzytelniona.