Strona:Martwe dusze.djvu/259

Ta strona została uwierzytelniona.

pirog z jesiotrzéj głowy, który to jesiotr ważył do czterystu funtów, drugi pirog z grzybami, pieróżki z kapustą, z jajkami, z konfiturami itd.
Policmajster był w pewnym względzie ojcem i dobroczyńcą całego miasta; między mieszczanami znajdował się jak we własnéj rodzinie, a w sklepach i w szynkach rozporządzał jak we własnéj spiżarni. Był, jak to powiadają, na swojém miejscu i urząd swój spełniał wzorowo. Trudnoby nawet było rozwiązać to pytanie: czy on był stworzony dla miejsca, czy miejsce dla niego? — Tak umiał zręcznie prowadzić swoje interesa, że dwa razy więcéj miał dochodu od swych poprzedników, a przy tém lubiło go całe miasto. Kupcy pierwsi bardzo go lubili za to właśnie, że nie był hardy; w saméj rzeczy, trzymał im do chrztu dzieci, kumał się z nimi, a chociaż zdzierał ich czasami niemiłosiernie, ale bardzo zręcznie, bo i po ramieniu poklepie i rozśmieje się i na herbatę zaprosi; obieca, że sam przyjdzie pograć w arcaby, o wszystko się wypyta, jak idą interesa; jeśli się dowie, że które z dzieci zachorowało, to i lekarstwo przyśle. Jedném słowem: chwat! Jeżeli przejedzie przez miasto, to i porządku dopatrzy, a przytém i zagada do niejednego: „A co, Michieicz, trzebaby nam dograć zaczętą partyą.“ — „Zapewne, Aleksiéj Iwanowicz, — odpowiedział kupiec, zdejmując czapkę — trze-