Strona:Martwe dusze.djvu/271

Ta strona została uwierzytelniona.

jędrności satyrycznym jego spostrzeżeniom. Inni byli także mniéj lub więcéj uczeni: jeden czytał „Karamzina“, drugi „Moskiewskie Wiedomosti“, inny znowu nic zgoła nie czytał. Jeden był wygodnisiem, leżał tylko, jak to mówią całe życie przewracając się z boku na bok, próżna nawet praca podnosić go z kanapy, nie wstanie za nic w świecie. Co do powierzchowności, to już powiedzieliśmy, że byli wspaniali, — suchotników ani jednego między nimi nie było. Wszyscy byli tego rodzaju, że żony ich, podczas serdecznych i pieszczotliwych pogadanek sam na sam, dawały im takie np. nazwiska: tłuścioszku, pulchniutki, brzusiu, gąsiorku, żużu itp. W ogóle jednak, byli to ludzie dobrzy, gościnni, i człowiek gdy raz zakosztował z nimi chleba i soli, albo grał z nimi cały wieczór w wista, stawał się tém samém już ich bliskim — tém bardziéj Cziczikow ze swemi czarodziejskiemi przymiotami, i talizmanem podobania. Oni tak go polubili, że nie widział sposobu, jakim by mógł wyrwać się z miasta; nic prawie więcéj nie słyszał jak: „jeszcze tydzień, jeszcze choć jeden tydzień zostańcie z nami, Pawle Iwanowiczu,“ — jedném słowem, był, jak to mówią, na rękach noszony. Ale co było godném największéj uwagi, to wrażenie, (rzecz zadziwiająca) jakie wywarł na damy. Żeby to choć pobieżnie objaśnić, trzeba by powie-