Strona:Martwe dusze.djvu/281

Ta strona została uwierzytelniona.

damy miasta N. były dość dobréj tuszy, ale sznurowały się tak zręcznie i miały tak przyjemne obejście się, że ich otyłości nie można było żadnym sposobem zauważać). Wszystko było u nich obmyślane i przewidziane, z niesłychaną przezornością: piersi i plecy były obnażone, ale tyle tylko, ile było potrzeba, lecz ani źdźbła więcéj; każda obnażyła swoje wdzięki dotąd, dokąd czuła, że mogą zgubić człowieka; reszta była starannie ukrytą z nadzwyczajnym smakiem; albo wstążeczka była na szyi, albo z pod sukni wyglądał rąbek cienkiego batystu wykrojony w ząbki, znany pod nazwą skromności. Te skromności zakrywały z przodu i z tyłu to, co już nie mogło zgubić człowieka, ale przytém kazały podejrzywać, że tam to właśnie zguba się znajduje. Rękawiczki, chociaż długie, zostawiały jednak obnażoną część, od łokcia aż do rękawów, część ta ręki była pobudzająco pulchną i białą; u niektórych dam popękały nawet rękawiczki, niby przypadkiem. Słowem, jak gdyby na wszystkiém było napisane: „Nie, to nie gubernia, to stolica, to sam Paryż!“ Miejscami tylko raptem pokazał się jaki przedpotopowy czepiec, albo téż pióro podobne do pawiego ogona, w sprzeczności ze wszystkiemi modami, podług własnego gustu. Ale już bez tego być nie może; taka to własność miast