rzone państwo; jeżeli do niego zajechał człowiek, to, już i przepadł! Z tamtąd go niczem nie można będzie wyciągnąć. Sprobój n. p. określić blask ich oczów: rozkoszny, axamitny, słodki — Pan Bóg jeden wie jakiego tam nie ma! i surowy, i miękki, albo zupełnie groźny, albo załzawiony, albo jeszcze gorzéj, suchy, — oto: zachaczy za serce i poprowadzi gdzie zechce, jak na łańcuchu. Nie, słów dobrać nie można: galancka połowa rodzaju ludzkiego, i basta.“
Najmocniéj przepraszam! zdaje mi, się że z ust naszego bohatera wyleciało słówko schwytane gdzieś na ulicy. Cóż robić? takie w Rosyi położenie autora! Z resztą jeżeli słowo uliczne dostało się do książki, autor temu nie winien, winni czytelnicy, szczególnie czytelnicy wyższego towarzystwa: od nich pierwszych nigdy nie usłyszysz ani jednego pożądnego słowa rosyjskiego, ale francuzkie, niemieckie, angielskie, oni tak cię niemi będą obdarzać, że nie rad nawet będziesz, obdarzą cię niemi zachowując nawet jak najlepszą pronuncyacyą — po francuzku będą mówić przez nos i szepleniąc, po angielsku będą wymawiać, jak gdyby ptak jaki mówił, nawet wyraz twarzy będzie ptasi, nawet śmiać będą się z tego, który nie potrafi nadać sobie ptaszéj fizyonomii. Ale rosyjskim to cię niczém nie obdarzą, chyba z
Strona:Martwe dusze.djvu/283
Ta strona została uwierzytelniona.