i żołnierskiego, co jak wiadomo, bardzo się kobietom podoba. Zaczęto się nawet z jego przyczyny trochę sprzeczać: zauważywszy, że on stawa zwykle około drzwi, niektóre na wyścigi leciały zająć najbliższe przy nich krzesło, i gdy jednéj z nich to się udało, to o mało co nie zaszła nieprzyjemna historya, i wiele dam, które to samo chciały zrobić, uważały ten postępek za bezwstydne narzucanie się.
Cziczikowa tak zajęła rozmowa z damami, albo prędzéj, tak damy opętały Cziczikowa swoją rozmową, rozmaitemi alegoryami, które trzeba było rozwiązywać, od czego nawet pot mu na czole wystąpił, — że zapomniał złożyć swego uszanowania i przywitać się z gospodynią domu. Przypomniał sobie o tém, gdy już usłyszał głos gubernatorowéj, stojącéj przed nim już od paru minut. Gubernatorowa, głosem przymilającym i łagodnym, kiwając trochę głową, rzekła: „To wy tak, Pawle Iwanowiczu!“ Dosłownie nie mogę powtórzyć słów gubernatorowéj, ale coś w tym sensie było powiedziano, w jakim zwykle mówią do siebie damy i kawalerowie światowych naszych romansopisarzy, lubiących opisywać salony i chwalących się znajomością wielkiego świata. Bohater nasz w téj chwili się odwrócił, by powitać gubernatorową, i już miał jéj odpowiedzieć, zapewne
Strona:Martwe dusze.djvu/285
Ta strona została uwierzytelniona.