nie gorzéj od takich bohaterów modnych powieści jak Zwonskije, Linskije, Lidiny, Greminy i inni zgrabni wojskowi, gdy podnosząc oczy, raptem się wstrzymał, jak gdyby uderzony piorunem.
Przed nim stała nie sama tylko gubernatorowa. Wspierała się ona na ręku młodziutkiéj szesnastoletniéj panienki, świeżutkiéj blondynki z delikatnemi rysami twarzy, z czarującym owalem główki, który śmiało artysta mógł by wziąść za model do Madonny, i które bardzo rzadko natrafiają się w Rosyi, gdzie wszystko okazuje się w szerokich rozmiarach, wszystko: i góry, i lasy, i stepy, i twarze i usta, i nogi, — tę samą blondynkę, którą już raz spotkał na drodze wracając od Nozdrewa, kiedy ich konie się poplątały, a stryj Mitia ze stryjem Minią tak serdecznie się starali, aby je rozplątać. Cziczików tak się zmięszał, że ani słowa nie mógł powiedzieć, coś przebąknął, ale diabli wiedzą co, czego w żadnym razie nie powiedział by ani Gremin, ani Zwonskij, ani Linskij.
— Wy nie znacie jeszcze mojéj córki? rzekła gubernatorowa: — tylko co wróciła z instytutu.
Odpowiedział, że już miał szczęście widzieć ją przypadkiem; chciał jeszcze coś dodać, ale to coś nie mogło wyjść z ust jego. Gubernatorowa powiedziała jeszcze pare słów, nakoniec odeszła
Strona:Martwe dusze.djvu/286
Ta strona została uwierzytelniona.