wraz z córką dla powitania innych gości, a Cziczików precz stał nieruchomy na tém samém miejscu, jak człowiek, który wesoło wyszedł na ulicę, żeby użyć spaceru, w tém raptem sobie przypomina, że czegoś zapomniał, lecz maca po kieszeniach, chusta jest, woreczek z pieniędzmi jest, zdaje się, że wszystko ma przy sobie, jednak wie dobrze, że czegoś zapomniał, ale nie może sobie przypomnieć co takiego; i oto już patrzy obojętném okiem, na tłumy ludu przesuwające się obok niego, na świetne ekwipaże, na szyldy sklepów, na błyszczące bagnety przechodzącego wojska. Tak samo i Cziczików stał się obojętnym na wszystko, co się w koło niego działo. Wtedy to z różnych ust damskich skierowano ku niemu wiele zapytań subtelnych i miłych: „Czy dozwoloném będzie, nam biednym mieszkankom téj ziemi, być o tyle śmiałemi, aby się was zapytać, o czém teraz marzycie? — Gdzie są te szczęśliwe miejsca, po których buja wasza wyobraźnia? — Czy można wiedzieć imię téj, która was pogrążyła w tę słodką dolinę zamyślenia?“ Ale Cziczików odpowiedział na wszystko stanowczą nieuwagą i przyjemne zapytania dam były dla nich stracone. Do tego nawet stopnia był niegrzecznym, że odszedł w drugą stronę, chcąc zobaczyć, gdzie poszła gubernatorowa ze swoją córką. Ale damy jak widać nie chciały
Strona:Martwe dusze.djvu/287
Ta strona została uwierzytelniona.