sama wyrażała: incommodité w kształcie pryszczyka na prawym udzie, w skutek czego musiała nawet włożyć aksamitne bóciki — nie mogła jednak wytrzymać, i kilka razy puściła się walca w aksamitnych bucikach, dla tego mianowicie żeby policmajstrowa nie zawiele o sobie myślała.
Wszystko to jednak nie odniosło oczekiwanych skutków. Cziczikow nie patrzał nawet, gdy tak zgrabnie się kręciły, ale podnosił się na palce i patrzał przez głowy, gdzie mogła się podziać interesująca blondynka; na koniec dostrzegł ją siedzącą obok matki, nad którą kołysało się ogromne strusie pióro przypięte do turbanu zdobiącego jéj głowę. Zdawało się, że szturmem chciał je zdobyć; nie wiadomo, czy wiosna taki wpływ na niego wywarła, czy pchał go kto z tyłu, ale cisnął się stanowczo naprzód na nic nie zważając: dzierżawca propinacyi takiego dostał szturchańca, że ledwie nie upadł, poczmajster z pospiechem ustąpił kilka kroków, popatrzał na niego ze zdziwieniem i z ironicznym uśmiechem, ale Cziczikow na nic nie zważał; on widział tylko przed sobą blondynkę, wciągającą długą rękawiczkę i bez wątpienia pałającą żądzą poruszenia się po gładkiéj podłodze. A tam już, zebrały się cztery pary do mazura; obcasy dziurawiły podłogę, a z liniowego wojska sztabs-kapitan pracował i
Strona:Martwe dusze.djvu/289
Ta strona została uwierzytelniona.