— W saméj rzeczy.... naprawdę, przyznam się sama! odpowiedziała tylko przyjemna dama.
— Jak wy sobie chcecie, a ja za nic w świecie nie będę tego naśladować.
— Ja sama także.... naprawdę, jak pomyśleć, do czego dochodzą czasami te mody.... do niczego nie podobne! Siostra przysłała mi fason, naumyślnie żartem; szwaczka moja Melania wzięła się do szycia.
— Więc wy macie fason! zawołała z bijącém sercem dama przyjemna w każdym względzie.
— Mam, siostra mi przywiozła.
— Duszko moja najdroższa, pożyczcie mi fasonu w imię wszystkiego, co jest dla was najświętsze!
— Ah! ja już dałam słowo Praskowii Feodorownie, chyba po niej.
— Któż będzie nosił po Praskowii Feodorownie? To by było za nadto oryginalnie z waszéj strony, jeżeli będziecie woleli cudzych od swoich.
— Wszak ona także moja ciotka.
— Ona ciotka, Bóg wie jaka: ze strony mężowskiéj.... Nie Zofio Iwanowno, ja o tém słyszeć nawet nie chcę; to już przechodzi wszystko — wy chcecie mnie tak ubliżyć.... widać już wam się naprzykrzyłam, chcecie widać zerwać ze mną wszystkie stósunki.
Strona:Martwe dusze.djvu/308
Ta strona została uwierzytelniona.