Strona:Martwe dusze.djvu/326

Ta strona została uwierzytelniona.

Pierwsze zdarzenie spowodowali jacyś solwyczegodscy kupcy, którzy przyjechali na jarmark i zaprosili, po skończonym targu, na pohulankę swoich ustsysolskich przyjaciół, także kupców, — hulankę na manier rosyjski z niemieckiemi dodatkami: orszadą, pączem, likierami i t. p. Pohulanka, jak zwykle, zakończyła się bójką. Solwyczegodscy zbili aż na śmierć ustsysolskich, chociaż i im się porządnie dostało. Sprawa poszła do sądu, zwycięzcy objaśnili, że trochę się pobawili; powiadają, że każdy z nich położył przy protokóle po pięć sto rublowych papierków; zresztą, cała sprawa bardzo nie jasna, jednak śledztwo wykryło, że ustsysolscy kupcy umarli od zaczadzenia, i tak jako zaczadzonych pochowano.
Drugie zdarzenie miało miejsce nie dawno; rządowi chłopi dwóch wsi sąsiednich, zgładzili z tego świata wiejską policyą w osobie ławnika Drobiażkina. Drobiażkin zaczynał za często jeździć do tych wsi i umizgać się do bab i dziewek, to się chłopom nie podobało i sprzątnęli go. Z pewnością jednak nie można wiedzieć, chłopi zeznali, że włóczył się po nocach jak kot, że już kilka razy go przestrzegano, koniec końcem śledztwo wykryło, że jadąc saniami Drobiażkin, tknięty był apopleksyą. Zdawało się, że sprawa była załatwioną dobrze, jednak urzędnicy, nie wiedzieć dla