wicz odpowiedział, że podług niego Cziczików człowiek porządny, a że chłopów on jemu sprzedał na wybór żywych i zdrowych; ale, że nie ręczy, co się może stać w przyszłości, i że jeżeli poumierają w drodze, to już nie jego w tém wina, i on nic przeciw temu nie może, tylko jeden Bóg. Panowie urzędnicy chwycili się jeszcze jednego środka, nie bardzo szlachetnego, co prawda, ale którego się czasem używa. Za pomocą swoich służących chcieli się dowiedzieć od sług Cziczikowa cokolwiek o jego przeszłém życiu i o jego stósunkach, ale téż niczego się nie dowiedzieli Od Piotrka poczuli tylko jego woń właściwą, a Selifan powiedział: „służył dawniéj w cywilnéj służbie przy komorze,“ i nic więcéj. Wszystkie poszukiwania urzędników to tylko odkryły, że oni nie wiedzą, co to za jeden ten Cziczików, a jednak czemsiś być musi. Postanowili oni nareszcie naradzić i ułożyć się, jak mają nadal postępować, co przedsięwziąść i co to w saméj rzeczy za człowiek: czy taki, którego by wypadało zaaresztować jako podejrzanego, czy téż on jest taki, że ich może aresztować jak podejrzanych. Dla téj narady umówiono zebrać się naumyślnie u policmajstra, znanego już czytelnikom, ojca i dobroczyńcy miasta.
Strona:Martwe dusze.djvu/329
Ta strona została uwierzytelniona.