ści wzbudzającéj szacunek, w rozmowach jego nie można było nic dostrzedz takiego, coby świadczyło o zbójeckim charakterze. Raptem pocztmajster, który od kilku minut pogrążony był w głębokiém zamyśleniu, zawołał: „Wiecie wy panowie, kto on taki?“ Głos jego miał w sobie coś elektryzującego, tak że wszyscy na raz zawołali: „Kto, kto?“ — „Oto panowie, panie ty mój, nie kto inny, jak kapitan Kopiejkin!“ A gdy wszyscy naraz się spytali, kto był kapitan Kopiejkin, pocztmajster powiedział: „Więc wy nie wiecie, kto był kapitan Kopiejkin?“
Wszyscy odpowiedzieli, że nie wiedzą, kto taki był kapitan Kopiejkin.
— Kapitan Kopiejkin, rzekł poczmistrz, otworzywszy tylko do połowy swoją tabakierkę, bojąc się, żeby który z sąsiadów nie zapuścił do niéj swoich palców, — w czystość których nie miał wiary, — kapitan Kopiejkin, rzekł, zażywszy już tabaki; — ale zresztą, jeżeliby to opowiedzieć, to będzie niesłychanie zajmujące dla któregokolwiekbądź pisarza, w pewnym rodzaju cały poemat.
Wszyscy obecni objawili ochotę usłyszeć tę historyą, tak zajmującą dla jakiego pisarza, w pewnym rodzaju cały poemat; tak więc pocztmajster zaczął:
Strona:Martwe dusze.djvu/333
Ta strona została uwierzytelniona.