Strona:Marya Weryho-Las.pdf/101

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zapewne, wy będziecie się Bóg wie dokąd przekonywali, a ja tymczasem muszę te zapachy przyjemne znosić! Cze-cze-cze!... — zaskrzeczała sroka i odleciała.
A ptaszki zaczęły się jednak naradzać i namyślać. Czyby to prawdą było, co sroka mówiła?
Dudek, takie zgrabniuchne ptaszę, miałby być cuchnącym brudasem?
Sroka jednak nie poprzestała na tem.
Posprowadzała do gniazdka dudka mnóstwo ptaków, aby się mogły same przekonać, jakiem jest jego gniazdo.
Ptaki opowiadały o wszystkiem po powrocie, sąsiadkom, które siedziały na gniazdkach i odlecieć nie mogły.
Wszczął się znowu gwar w lesie, opowiadania i naradzania się nad dudkiem.
Uradziły nareszcie, ażeby przywołać dudka i wysłuchać, jak się będzie sam tłomaczył.
Dudek, nic nie wiedząc o co chodzi, nie dał na siebie długo czekać i nazajutrz stawił się przed sądem.
Znowu zebrało się mnóstwo ptaków, a między niemi najgłośniejszą, jak zawsze, była sroka.
Ona też pierwsza przystąpiła do biednego zażenowanego Dudka i najgrzeczniej zaczęła go pytać:
— I cóż ty myślisz, brudasie, czy ci nie wstyd tak zjawić się przed nami?