Strona:Marya Weryho-Las.pdf/15

Ta strona została uwierzytelniona.

wesołego opowiadał — za co w domu wszyscy go lubili.
Stary Marcin mieszkał w mieście i tylko niekiedy przychodził do gajowego, który miał żonę i dzieci. Byli to bardzo dobrzy i pracowici ludzie. Zawsze chętnie witali staruszka i starali się przyjąć go jak najlepiej, a on chcąc się odwdzięczyć, pomagał im jak mógł.
Raz wieczorem rozmawiał z dziećmi i opowiadał im historye i bajki rozmaite.
— Dziadziu — powiada jeden z chłopców — ty zawsze opowiadasz nam tak dużo o innych ludziach. Dla czego nam o sobie nic nie powiesz?
— A cóżbym wam o sobie powiedzieć mógł; nie było moje życie ciekawe.
— Powiedz nam, dziadziu, dlaczego masz tylko jedną nogę, a drugą na kuli drewnianej. Czy na wojnie byłeś?
— O, dawne to były dzieje — odpowie stary Marcin — dawne a smutne.
Byłem bednarzem, tak jak dziś; przez cały dzień chodziłem po domach i uderzając drewnem o piłkę, dawałem znać o sobie. Nie dużo tam człek zarabiał, ale zawsze na życie wystarczało. Najgorzej to było o obręcze się starać. Do lasu chodzić trzeba było, gałęzi szukać, obręcze z nich robić. Las był daleko, musiałem czasem tam parę dni spędzać. Jeszcze w lecie pół biedy, ale w zimie, to się człowiek nabiedował niemało.