Strona:Marya Weryho-Las.pdf/39

Ta strona została uwierzytelniona.

Od czasu do czasu przylatywał do niego również stary kruk.
Kruk był wielkim przyjacielem dębu: na nim się urodził, w gniazdku, na wierzchołku drzewa, przy nim się wychował, a że był usposobienia spokojnego; nikomu bardzo nie szkodził, więc go dąb też lubił.
Zwykle przylatywał kruk do lasu na noc, siadywał na gałęziach dębu i wtedy całą noc gwarzyli. O czem — nikt nie wiedział.
Może wspominali stare dzieje, może się uskarżali na los swój...
Nad ranem widziano często rzęsiste łzy na liściach dębu.
Stary dąb bardzo był uprzejmy i gościnny, przyjmował każdego, czy to na chwilowe, czy też na stałe mieszkanie, chojnie obdarzał, czem mógł.
Nigdy też tam nie zbywało na gościach.
Pod korzeniami mieszkał borsuk z całą rodziną; w dziupli wiewiórka miała swoje mieszkanko i śpiżarenkę. W lecie, na noc tylko przybiegała do dziupli, ale w zimie całemi tygodniami tam wysiadywała.
Lubił dąb bardzo to stworzenie; lubił za to, że było takie pracowite, zwinne, czyste, a takie czasem figlarne, że się staruszek nieraz przy niej rozerwał.
Chętnie ją żywił na jesieni żołędziami, ale ta smakoszka wolała orzeszki i jakby z łaski zjadała czasami parę żołędzi.