Strona:Marya Weryho-Las.pdf/43

Ta strona została uwierzytelniona.

Szkoda było wieśniakowi dębu; nie namyślając się długo, wrócił do domu.
— Walenty — powiada do swego brata, stanąwszy w progu chaty — zabieraj-no piłę i chodźmy do lasu.
Prędko zabrali potrzebne narzędzia i poszli.
Nie mało użyli mozołu, piłując drzewo, bo też o ile z pnia sądzić było można, miało chyba ono lat pięćset.
Nad wieczorem dopiero wrócili wieśniacy do domu, wioząc ze sobą duży pień starego dębu.
Rzeczywiście przydał im się i po śmierci: zrobili z niego beczkę, koło, stół, szafę i mnóstwo sprzętów domowych — a z reszty krótkich desek, ławki przy bramie. A kiedy raz w niedzielę usiedli na nowej ławce, pod bramą, spostrzegli pod nią coś czarnego.
Zbliżyli się.
Był to kruk nieżywy.
Widać że nie mógł przenieść rozłąki ze swym przyjacielem, i odnalazłszy jego szczątki, zakończył przy nich życie.