Strona:Marya Weryho-Nacia na pensyi.pdf/157

Ta strona została uwierzytelniona.

było bardzo ciasne, nie mieliśmy gdzie biegać.

Jednak wesoło nam czas schodził.
Natalcia niedługo zaczęła nakrywać do stołu, pokrajała mazurek i każdemu z nas położyła kawałek. Potem matka jej nalała nam po filiżance herbaty z mlekiem i zaprosiła na podwieczorek.
Usiedliśmy na ławkach i piliśmy herbatę, która smakowała nam wybornie.
Przy jedzeniu rozgadali się wszyscy i mnóstwo nowin mi opowiadali:
— Wczoraj koń dorożkarski pośliznął się i upadł... długo nie mógł wstać, dopiero kiedy go stangret wyprzągł, podniósł się.
— A ja widziałam, jak koń naprawdę nogę złamał — wtrąciła się Jańcia.
— A ja gorsze rzeczy widziałam, jak kobieta spaliła się w sklepiku.
— Co ty mówisz, spaliła się żywa? — zapytałam.
— A spaliła się; może jeszcze żyje, nie wiem. W jej sklepie benzyna się zapaliła... Kobieta chciała zagasić pożar, a wtem ubranie zajęło się na niej. Zaczęła wołać, krzy-