Strona:Marya Weryho-Nacia na pensyi.pdf/185

Ta strona została uwierzytelniona.

w obec tylu osób będę musiała mówić wiersze, że aż drżeć zaczęłam.
Ach, gdyby przełożona i nauczycielki wiedziały, jak to przykro tak stanąć pośrodku sali! Wszyscy się patrzą, słuchają... Żeby to się co stało ze mną, żebym naprzykład umarła... Ach, Boże, cóż ja piszę, umrzeć na zawsze nie chciałabym, tylko na parę dni, dopóki popis nie minie. Przyszło mi na myśl pójść do przełożonej i prosić ją na wszystko, ażeby mnie od tej strasznej męczarni uwolniła, ale przełożona wciąż siedzi za stołem, a obok niej tyle obcych osób. Jak tu podejść!
Naraz ktoś mię trąca w rękę — to paniusia mówi, że na mnie kolej przyszła. Muszę więc deklamować... Wysunęłam się naprzód, łzami mi oczy zaszły, nic nie widzę, tylko jakieś czerwone promienie. Chcę mówić i nic nie pamiętam, nawet tytułu.
— „Pójdźcie, o dziatki“ — ktoś mi podpowiada.
— Pójdźcie, o dziatki — powtarzam — i jakoś poszło. Mówiłam tak, aż mi tchu zbrakło.