Strona:Marya Weryho-Nacia na pensyi.pdf/57

Ta strona została uwierzytelniona.

wód, skutych jeszcze w mocne kajdany lodowe.
Posiniała rzeka — znać woda poczuła, że nowe siły w nią wstępują, że może dziś z lodem wystąpi do walki, i ufa, że dziś słonko jej dopomoże.
I nie zawiodła się.
Pewnego dnia słońce wzeszło pogodniejsze, niż zwykle, a że niebo było czyste, żadna chmurka nie stała na przeszkodzie, więc słońce cały snop ciepłych promieni rzuciło na ziemię.
Trach!... rozległ się donośny wystrzał. To lody pękają; w chwilę potem duże bryły lodowe oderwały się.
W tej samej chwili z ubogiego domku wypadła kobieta. Głowę miała odkrytą, oczy nieprzytomne. Leciała wprost do rzeki, wołając rozpaczliwie:
— Dziecko, moje dziecko! Ludzie litościwi, pomóżcie: dziecko mi na lodzie zostało!
Przechodnie, litością zdjęci, zbliżają się do kobiety, pytają, co się stało, jakim sposobem małe dziecko mogło na lodzie zostać?
Ale od biednej i prawie nieprzytomnej