Strona:Marya Weryho-Nacia na pensyi.pdf/76

Ta strona została uwierzytelniona.

muszę przyznać, że wszystkieśmy bardzo uważały; żadnego gadania, żadnych figlów nie było w klasie — cisza, jak makiem zasiał, tylko co jakiś czas spoglądałyśmy na nauczycielkę.
Potem pisałyśmy dyktando; zapewne musiały w niem być błędy, ale starałyśmy się pisać najładniej, a nawet wyraz „dyktando“ podkreśliłyśmy z Natalcią dwa razy, żeby piękniej wyglądało.
Po skończonej lekcyi, nauczycielka wstała i nie podnosząc głowy, rzekła:
— Do widzenia wam, dzieci!
A wtedy Andzia Puchalska, która siedzi na pierwszej ławce i ma duży warkocz, wyskoczyła z ławki, prędko podbiegła do pani i w rękę ją pocałowała, a za nią zaraz druga i trzecia, tak że każda z nas choć paluszek nauczycielki chciała pocałować.
— Prawda, że dobra jest panna Wanda? — mówi Andzia, gdy nauczycielka wyszła.
— O, bardzo dobra — odpowiedziało kilka głosów.
— Przebaczmy jej wszystko, zgadzacie się?