Strona:Marya Weryho-Nacia na pensyi.pdf/94

Ta strona została uwierzytelniona.

zawcześnie w tym roku nastała, że za zboże mało płacą.
Podróżny siedział cicho na ławce, przysłuchując się rozmowie. I przyszło mu na myśl, że i on niegdyś tak siedział w kółku znajomych i przyjaciół, że i jemu niegdyś było dobrze i wesoło.
O, jakaż różnica z tem, co jest dzisiaj!... Poruszył się i westchnął głęboko.
A w tej samej chwili jeden z gospodarzy, widząc, że staruszek nie zbliża się do ogólnego stołu, głośno zapytał:
— A skąd Bóg prowadzi?
— Zdaleka, aż z Lublina.
— Dużo macie drogi przed sobą?
— A bo ja wiem?... Ot, chodzimy od wioski do wioski, od miasteczka do miasteczka. Ja kręcę korbą i gram, a dobrzy ludziska za to łaskawie mnie chlebem czy groszem darzą.
— No, to zbliżcie się do nas, stary... Dlaczego mielibyście być gorszym od innych. Przekąsimy co razem.
— Icku, dawaj wódki! A do zjedzenia masz co?
— Dziękuję, niech wam Bóg pamięta —