Strona:Maryan Gawalewicz - Szkice i obrazki.djvu/10

Ta strona została skorygowana.

wne, głowę kędzierzawą, humor jednakowy i niczem niezamącony, a spryt i dowcip tradycyonalny, bo Teodor był ostatnim Mohikanem krakowskiego bruku, ostatnim zapewne typowym pauprem w podwawelskiej stolicy. Odwiecznem prawem natury urodził się, a więc miał matkę, czego z równą pewnością o ojcu powiedziećby nie umiał, bo po pierwsze, nie widział go na własne oczy, a powtóre w księdze podrzutków rubryka, mogąca mu jedynie rozjaśnić tę zawiłą kwestyą, mieściła wielki znak zapytania, na który Teodor jedynie był żywą, wcieloną odpowiedzią.
Zresztą ciekawość to zbyteczna.
Nikt wróbla nie pyta: który samiec był mu rodzicem; Teodor był wróblem krakowskiego rynku.
Z konieczności stał się lubownikiem pięknej przyrody, dnie i noce spędzając pod otwartem niebem, gdzie się zdarzyło. pod Sukiennicami, na plantach, nad Wisłą. Urodził się na bruku, bruk go też żywił najczęściej. Z wiosną, gdy fijołki zakwitły, chłopak sprzedawał wonne bukieciki panom i paniom, uśmiechał się do wszystkich, uchylając starego kapelusza, który najmniej dziesięciu głowom wysługiwał się przedtem, zanim na Teodorka kędzierzawej czuprynie odpoczął. Ztamtąd najpewniej dostawał się już na śmietnik, ustępując miejsca czapce bez daszka, bo co dni kilka powierzchowność chłopca odmieniała się, w, miarę jak stare graty, stanowiące jego „paradne ubranie“, spadały mu z nóg i z ramion.
Bóg raczył wiedzieć, zkąd Duda zaopatrywał się w garderobę.